piątek, 31 sierpnia 2018

Projekt denko #2 - sierpień


Hej, hej!

Wakacje dobiegają końca, w Anglii lato skończyło się około 2-3 tygodnie temu. Nadal jest ciepło, ale już nie gorąco. Czekałam na taką pogodę!

Dziś kolejny projekt denko. Dopóki nie robiłam tego typu podsumowań, prawdę mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy, ile produktów można zużyć w ciągu miesiąca!
Do rzeczy:

Zacznę od produktów do ciała:

Żele do mycia Dove.
Piękne zapachy, gęsta konsystencja, wydajne, dobrze się pienią. Jak najbardziej na tak.



Oliwka Johnson's.
Wspominałam w poprzednim denku.



Masło do ciała ze sklepu Poundland.
Kupiłam z polecenia jednej z youtuberek, niestety u mnie kompletnie się nie spisało. Zero nawilżenia, jedynym plusem jest zapach.



Antyperspirant Nivea Dry Confidence.
Nijaki. Na początku był ok, później zupełnie przestał chronić.



Krem do rąk i paznokci Vaseline Intensive Care.
Z racji, że wiecznie mam suche dłonie, muszę nosić przy sobie krem. Ten jest naprawdę spoko, ale jeśli chodzi o paznocie, to nie zauważyłam żadnego wzmocnienia ;-)



Włosy:

W sierpniu zażyłam dwie odżywki, kultową Alterra z Rossmann, oraz Garnier Ultimate Blend.
Ta druga jest dla mnie nowością. Pierwsze wrażenie? O mamo, jak ona pachnie! Do tego cudownie nawilża. Z pewnością na jednym opakowaniu nie skończę, testuję już kolejny z tej serii ;-)



Szampon Anovia Intense Hydration Coconut Water.
Nowość i zarazem ulubieniec. Nie oczekuję cudów od szamponu, ma po prostu myć. Był przezroczysty, ogromny plus! Poza tym mega gęsty i wydajny, przez co wystarczy myślę, że na dobre dwa miesiące, a do tego tani, bo aż £0.99!



Twarz:

Waciki Wilko, niezmiennie te same.



Woda miceralna Garnier.
Mój absolutny hit, jeśli chodzi o płyny do demakijażu! Pięknie zmywa, nie podrażnia, nie uczula, zero zapachu. Używam od lat. Ogromna pojemność, bo aż 700 ml, starcza spokojnie na kilka miesięcy.



Garnier pure acitive 3w1.
Wieloletni ulubieniec, można stosować jako żel mający, peeling i maseczkę. Używam na zmianę z innymi, ale mimo wszystko, do tego wracam co jakiś czas.



Czarne maski peel-off.
Miałam słynny Pilaten, nie mam pojęcia dlaczego kupiłam drugą, skoro wiem, że ta pierwsza nie działa na mnie w ogóle, a ściąganie jej niesamowicie boli... Ech, być kobietą :-D . W każdym razie, maseczka T-zone, jest identyczna, jedynie mniej wydajna. Nie wykończyłam żadnej, obie wyrzucam. Cóż...



Plastry oczyszczające na nos Beauty Formulas.
Pomyślicie pewnie, że jestem dziwna, wyrzucam maseczki, kupuję plasterki... Macie rację ;-) zawsze byłam sceptycznie nastawiona do tego typu produktów, w tym przypadku nie było inaczej, kupiłam skuszona ceną, kosztowały £0.99 za 6 sztuk... I co? Jedno, wielkie WOW! Jestem w szoku jak to działa! Na pewno będę do nich wracać :-)



Tonik My Skin Matters.
Kolejna nowość dla mnie, kupiłam przy okazji zakupów w supermarkecie Sainsbury's. Prawdę mówiąc nie robił nic, ani nie szkodził, ani specjalnie nie pomagał. Nie kupię ponownie.



Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc.
W lipcowym denku wspominałam, że lubię ów serię, tutaj kolejny produkt.



Inne:

Patyczki higieniczne Wilko.
Wyjątkowo inne, były ok, ale jednak pozostanę wierna tym, które pokazywałam ostatnio :-)



Krople do oczu Zuma Świetlik.
Miałam ostatnio mały wypadek i "kontuzję oka" ;-) o Świetliku słyszałam dużo dobrego, więc postanowiłam się skusić. Faktycznie, przynosi dużą ulgę.



Makijaż:

Od razu przepraszam za zmasakrowane opakowania :-D

Korektor Collection lasting prerfection.
Używam pod oczy i na niedoskonałości, spoko krycie jak za taką cenę, a kosztuje ok £3.00.



Tusz do rzęs Max Factor 200 calories.
Mam rzęsy krótkie i proste, ten produkt w połączeniu z zalotką tworzy na moich oczach magię! Cudowny :-)




To tyle w tym miesiącu :-)
Uczniom życzę powodzenia w Nowym Roku Szkolnym, a Studentom błogiego lenistwa, wykorzystajcie jak najlepiej ostatni miesiąc wakacji! :-)

środa, 15 sierpnia 2018

Recenzja #1 - Charcoal Scrub

Hej!

Dziś przychodzę do Was z krótką recenzją produktu, który w zachwycił mnie w ostatnim czasie :-)

Mowa tutaj o peelingu do ciała Charcoal Scrub sea salt + roses. Dorwałam go kilka tygodni temu w sklepie Tk Maxx za £4.99. 
Pierwsze wrażenie? Jedno, wielkie WOW! Spodziewałam się czegoś w stylu żelu z peelingiem, jednak produkt okazał się po prostu proszkiem ;-). Ma piękny, różnany zapach. Uwielbiam gruboziarniste scruby, a ten okazał się właśnie taki. Mega zdzierak, nie zostawia suchej skóry, nawet delikatnie nawilża ;-). Myślę, że spokojnie mogłabym go porównać do kultowego peelingu kawowego.
Jeśli chodzi o minusy, to jedynym jest to, że produkt zostawia całą wannę czarną :-D no, ale, chcesz być piękna, to sprzątaj :-D 




Jaki jest Wasz ulubiony Scrub? A może używałyście powyższego?


środa, 1 sierpnia 2018

Projekt denko #1 - lipiec

Hej!

Dziś przychodzę z postem na temat zużyć kosmetyków w ubiegłym miesiącu, potocznie nazywanym projektem denko.
Zużyłam więcej produktów pielęgnacyjnych, bo rzeczywiście większa uwagę przykładam do pielęgnacji, niż do makijażu. Ok, zaczynajmy!

Na początek produkty do ciała:

Mój idelany żel pod prysznic musi pachnieć, dobrze się pienić i oczywiście myć. Nie wierzę w jakieś ich szczególne moce ;-). W lipcu zużyłam trzy, które w 100% spełniają swoją rolę: Santex dermo sensitive, Palmolive be sensual Limited Edition, oraz Nivea rich moisture soft. Ten drugi mega pachnie!

Płyn do higieny intymnej Ziaja z kwasem mlekowym i olejem oliwkowym. Przyjemnie pachnie, nie podrażnia, jest wydajny i ma wygodną pompkę. Uwielbiam żele tej firmy.

Rzadko używam balsamów, zwłaszcza w takie upały, gdzie zaraz wszystko się klei. Od kilku miesięcy jestem zakochana w oliwkach! Nakładam po prysznicu na mokrą skórę, wycieram i już! Używam na zmianę dwóch poniższych: Johnsons aloe vera, oraz Johnsons bedtime. Przyjemnie pachną i oczywiście nawilżają :-)

Antyperspirant Nivea Perl&Beauty. Używałam rano i wieczorem, robił, co powinien, ślicznie pachniał, na pewno kupię ponownie.

Twarz:

Lubię serię liście manuka marki Ziaja. W lipcu zużyłam Żel z peelingiem oczyszczający pory na dzień i na noc, oraz Tonik zwężający pory na dzień i na noc. Oba te produkty świetnie się sprawdzają, oczyszczają, odświeżają, nie zapychają. Używam od lat, na przemian z innymi i zawsze chętnie do nich wracam.


Krem nawilżający matujący 25+ do cery tłustej i mieszanej. Również używam od lat, zdecydowanie polubił się z moją mieszaną cerą, świetny pod makijaż!

Maska w płachcie z węglem aktywnym Garnier skin active pure charcoal.
Nowość dla mnie. Użyłam raz, więc niewiele mogę na jej temat powiedzieć. Nasączona na bogato, przyjemnie pachniała, nie zrobiła żadnej krzywdy ;-). Na pewno kupię ponownie.

Włosy:
Suchy szampon Batiste.
Uwielbiam te produkty! Oczywiście nie na codzień, tylko awaryjne sytuacje, suchy szampon nie umyje nam włosów ;-). Niestety ta wersja zapachowa nijak się u mnie sprawidziła, najlepszy dla mnie jest zapach Orginal.

Inne:
Płatki kosmetyczne Wilko.
Mój absolutny ulubieniec, jeśli chodzi o waciki. Kosztują jedyne £0.50 za 50 sztuk, a są genialne. Duże, grube, zbite, nie rozwarstwiają się, więc nie mamy tony "farfocli" na buzi ;-). Używam od blisko roku.

Patyczki higieniczne Johnsons.
Kupuję tylko te, mają dużo waty, nie rozwarstwiają się, kosztują jedynie £ 1.00 za 200 sztuk.

Chusteczki nawilżane Pampers.
Wiadomo, przydają się zawsze. Te nie były szczególnie mokre, nie wiem czy do nich wrócę.

Zapach:

W tym miesięcu tylko jeden, woda toaletowa Avon Free. Prezent od Mamy, sama bym go nie kupiła, bo jest nieco zbyt słodki, ale nie aż tak, żebym go nie używała :-). Dostałam, cieszę się, zużyłam.

Makijaż:

Korektor Catrice Camuflage. Przedstawiać chyba nie muszę :-)

Podkład Rimmel lasting finish. Podoba mi się w nim to, że ma SPF 20 i wygodny aplikator, dzięki któremu nie musimy brudzić rączek ;-) . Był ok, nie zapychał, ładnie wyglądał, w miarę długo się utrzymywał. Nie jest mega kryjący.

Puder matujący Rimmel stay matt. Również większości znany. Lubię, rzeczywiście pięknie matuje, ale niestety nie jest bardzo wydajny.


Tyle w tym miesiącu.

Używacie któregoś z tych produktów? :-)


poniedziałek, 16 lipca 2018

Dungeness

Hej!
Zgodnie z obietnicą, zdam Wam dzisiaj krótką relację z wczorajszego plażingu w Dungeness, nad Kanałem La Manche ;-)
Wybraliśmy się tam na rybki. Tak, do tej pory nie wierzę, że dałam się namówić :-D, prawdę mówiąc przekonała mnie plaża, bo wręcz nienawidzę wędkowania ;-). Pojechałam i nie żałuję! 

Dungeness jest maleńką miejscowością, wygląda trochę jak mała pustynia, więc miejsce z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Znajdziemy tam dwie latarnie morskie, elektrownię atmową i kilka chatek. Plaża ogromna, kamienista, z mnóstwem opuszczonych kutrów rybackich.  Niedaleko nas kilka osób również łowiło ryby i kilkoro kąpało się w morzu. Ja chillowałam się po prostu na kocyku i kilka razy weszłam na chwilę do wody, z racji, że nienawidzę leżeć godzinami plackiem na plaży. 

W każdym razie, wyjazd mega udany i  wróciliśmy opaleni, mimo wysokiego filtru ;-)
Poniżej kilka fotek:






Jak Wam minął weekend? ;-)

niedziela, 15 lipca 2018

Co może zaskoczyć w Wielkiej Brytanii?

Hej! 
Piętnasty lipca... Dziś mija dokładnie rok odkąd przeprowadziłam się do Anglii. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Środek lata, ja mega chora, na antybiotyku, prawie straciłam głos i jak na złość cały czas ktoś czegoś ode mnie chciał, więc denerwowałam się jeszcze bardziej :-D
Z okazji tej małej rocznicy przygotowalam dla Was post o rzeczach, które potrafią zaskoczyć w Wielkiej Brytanii. Opowiem tutaj o moich obserwacjach i doświadczeniach. 

Pierwszy raz do Anglii przyjechałam jesienią 2016 roku do pracy sezonowej. Mieszkalam na wsi, przebywałam w większości z Polakami, jedynie na weekendy miałam  możliwość jeździć do miasta, w którym obecnie mieszkam, więc niewiele poznałam tutejszą kulturę i obyczaje,  jednak wcześniej obejrzałam mnóstwo filmików youtuberek mieszkających na wyspach, także miałam jako takie pojęcie o Anglii.

W każdym razie, na początku na pewno ogromnym zdziwieniem były dla mnie angielskie monety! U nas w Polsce wiadomo, im wyższy nominał, tym moneta większa, dodatkowo widnieją na nich wyraźne cyferki ;-) Tutaj... O zgrozo! Kiedy pierwszy raz trzymalam w dłoni bilon, nie miałam pojęcia co z czym :-D  randomowe rozmiary, tu moneta okrągła, tam szesciokątna, nie wiedziałam gdzie przód, gdzie tył, a wartość wyryta maleńkim druczkiem :-D.  Z racji, że naprawdę tego nie ogarnialam, za każdym razem, kiedy robilam zakupy i chciałam pozbyć się drobnych, po prostu  podawałam je na dłoni pani ekspedientce z pytaniem, czy moglaby mi pomóc ;-)

Najwięcej "niespodzianek" czeka nas chyba w tutejszych domach, mieszkaniach:
Między innymi: okna otwierane na zewnątrz, lub rozsuwane w górę.  Mieszkając na pierwszym piętrze nie jestem w stanie umyć okna z drugiej strony, raz próbowaliśmy z dołu myjką na bardzo dlugim kiju, ale wyglądało jeszcze gorzej, niż przed myciem :D

Bardzo popularne są tutaj wykładziny dywanowe, nazywane po prostu "karpetami". Na pierwszy rzut oka wyglądają naprawdę spoko, ale zdaję sobie sprawę, że jest w nich cała tablica Mendelejewa. Do obecnego mieszkania wprowadzilam się w styczniu, karpety prawie wszędzie, więc uparłam się, żeby je wszystkie jakkolwiek odświeżyć.  Udało się pożyczyć specjalną maszynę od znajomych i jazda. Chyba jednak wołałam nie wiedzieć, co było w tych wszystkich dywanach :-D. Raz nawet spotkałam się z sytuacją, że karpet był wyłożony w... łazience. Serio?

Skoro już o łazienkach mowa, nie ma opcji, żeby znaleźć w środku kontakt. Także jakiekolwiek suszarki, prostownice, czy lokówki nie znajdą tam dla siebie miejsca ;-). Dodatkowo, światło na sznurek. Jak do tej pory, nie widziałam tutaj typowych dla Europy "pstryczków". Wchodząc do łazienki, z sufitu zwisa sznurek, który należy pociągnąć, a wtedy nastaje jasność. Magia! :-D

Pstryczki są jednak przy każdym innym kontakcie, sami możemy w ciągu sekundy decydować, kiedy w danym miejscu mamy prąd, albo po prostu wyłączyć ten, którego nie planujemy używać ;-)

Przy umywalkach często spotyka się dwa osobne krany. Jeden z zimną, drugi z ciepłą wodą, a właściwe z lodowatą i z wrzątkiem :-D. Na szczęście, w mieszkaniu, w którym obecnie mieszkam, są zwykłe krany-mixery.  

W starszych domach bywają rury na zewnątrz budynku. U nas są takowe, więc koniec końców, zimą zmarzły. Przez tydzień żyliśmy bez ogrzewania i ciepłej wody.

No właśnie, zima... Zima = kataklizm, w efekcie transport publiczny nie istnieje, odwołane loty samolotów, większość ludzi nie pracuje, bywają problemy z dostawami żywności do sklepów. Brytyjczycy nie znają zimy, jakie występują na przykład  w Polsce, tutaj maksymalnie -5 stopni, trochę śniegu i koniec ;-)

Na koniec, uprzejmość. Brytyjczycy są mega uprzejmi, mili, uśmiechnięci. Nigdy nie zdarzyła się sytuacja, w której załatwiałam sprawę w banku, urzędzie, przychodni, na poczcie, czy po prostu w sklepie, że obsługującą mnie osoba była dla mnie niemiła, lub chciała pokazać, że siedzi tam za karę. Cały czas słyszy się: dzień dobry, do widzenia, przepraszam, miłego dnia, miłego weekendu, i tym podobne. Należy jednak pamiętać, że, gdy zostanie nam zadane pytanie: How are you? Nie znaczy, że osobę pytającą naprawdę to interesuje. Cokolwiek by się działo, zawsze odpowiadamy, że jest super ;-). Czasami mam wrażenie, że Brytyjczycy traktują tego typu pytania, po prostu jako cześć! :-)

Tyle z mojej strony. Odwiedziliście Wyspy Brytyjskie? Co zaskoczyło Was najbardziej? :-)

PS.: dzisiejszy dzień spędziliśmy na plaży w Dungeness, jutro relacja! :-D

niedziela, 8 lipca 2018

Brighton

Cześć!

W Anglii lato trwa. Niby super, ale tylko dopóki ma się wolne ;-). Nigdy nie byłam jakąś wielką fanką 30-stopniowych upałów, ciężko normalnie funkcjonować, ale nie będę narzekać ;-)

Dziś wypad do sąsiedniego hrabstwa, East Sussex. Brighton jest jednym z wielu miast położonych nad Kanałem La Manche, jechaliśmy około półtorej godziny samochodem w jedną stronę.  Jestem totalnie zachwycona tym miejscem! Oczywiście,  pierwsze co rzuciło mi się w oczy to sklepy ;-). Victoria's Secret, Zara home, Bershka, Yankee Candle... Niestety nie ma ich w mieście, w którym mieszkam, ale nie skusiłam się na zakupy, bo przecież nie pojechałam tam w tym celu :-D.
Plaża - jak zdecydowana większość w Wielkiej Brytanii - kamienista. Prawdę mówiąc spodziewałam się wiekszej ilości turystów, ale spokojnie można było znaleźć dla siebie miejsce.

Oczywiście nie obyło się też bez magnesika na lodówkę! Jeszcze kilka miesięcy temu nie przemawiała do mnie idea przywożenia magnesów z podróży, a teraz nie wyobrażam sobie inaczej :-D












Pozdrawiam! :-)