niedziela, 15 lipca 2018

Co może zaskoczyć w Wielkiej Brytanii?

Hej! 
Piętnasty lipca... Dziś mija dokładnie rok odkąd przeprowadziłam się do Anglii. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Środek lata, ja mega chora, na antybiotyku, prawie straciłam głos i jak na złość cały czas ktoś czegoś ode mnie chciał, więc denerwowałam się jeszcze bardziej :-D
Z okazji tej małej rocznicy przygotowalam dla Was post o rzeczach, które potrafią zaskoczyć w Wielkiej Brytanii. Opowiem tutaj o moich obserwacjach i doświadczeniach. 

Pierwszy raz do Anglii przyjechałam jesienią 2016 roku do pracy sezonowej. Mieszkalam na wsi, przebywałam w większości z Polakami, jedynie na weekendy miałam  możliwość jeździć do miasta, w którym obecnie mieszkam, więc niewiele poznałam tutejszą kulturę i obyczaje,  jednak wcześniej obejrzałam mnóstwo filmików youtuberek mieszkających na wyspach, także miałam jako takie pojęcie o Anglii.

W każdym razie, na początku na pewno ogromnym zdziwieniem były dla mnie angielskie monety! U nas w Polsce wiadomo, im wyższy nominał, tym moneta większa, dodatkowo widnieją na nich wyraźne cyferki ;-) Tutaj... O zgrozo! Kiedy pierwszy raz trzymalam w dłoni bilon, nie miałam pojęcia co z czym :-D  randomowe rozmiary, tu moneta okrągła, tam szesciokątna, nie wiedziałam gdzie przód, gdzie tył, a wartość wyryta maleńkim druczkiem :-D.  Z racji, że naprawdę tego nie ogarnialam, za każdym razem, kiedy robilam zakupy i chciałam pozbyć się drobnych, po prostu  podawałam je na dłoni pani ekspedientce z pytaniem, czy moglaby mi pomóc ;-)

Najwięcej "niespodzianek" czeka nas chyba w tutejszych domach, mieszkaniach:
Między innymi: okna otwierane na zewnątrz, lub rozsuwane w górę.  Mieszkając na pierwszym piętrze nie jestem w stanie umyć okna z drugiej strony, raz próbowaliśmy z dołu myjką na bardzo dlugim kiju, ale wyglądało jeszcze gorzej, niż przed myciem :D

Bardzo popularne są tutaj wykładziny dywanowe, nazywane po prostu "karpetami". Na pierwszy rzut oka wyglądają naprawdę spoko, ale zdaję sobie sprawę, że jest w nich cała tablica Mendelejewa. Do obecnego mieszkania wprowadzilam się w styczniu, karpety prawie wszędzie, więc uparłam się, żeby je wszystkie jakkolwiek odświeżyć.  Udało się pożyczyć specjalną maszynę od znajomych i jazda. Chyba jednak wołałam nie wiedzieć, co było w tych wszystkich dywanach :-D. Raz nawet spotkałam się z sytuacją, że karpet był wyłożony w... łazience. Serio?

Skoro już o łazienkach mowa, nie ma opcji, żeby znaleźć w środku kontakt. Także jakiekolwiek suszarki, prostownice, czy lokówki nie znajdą tam dla siebie miejsca ;-). Dodatkowo, światło na sznurek. Jak do tej pory, nie widziałam tutaj typowych dla Europy "pstryczków". Wchodząc do łazienki, z sufitu zwisa sznurek, który należy pociągnąć, a wtedy nastaje jasność. Magia! :-D

Pstryczki są jednak przy każdym innym kontakcie, sami możemy w ciągu sekundy decydować, kiedy w danym miejscu mamy prąd, albo po prostu wyłączyć ten, którego nie planujemy używać ;-)

Przy umywalkach często spotyka się dwa osobne krany. Jeden z zimną, drugi z ciepłą wodą, a właściwe z lodowatą i z wrzątkiem :-D. Na szczęście, w mieszkaniu, w którym obecnie mieszkam, są zwykłe krany-mixery.  

W starszych domach bywają rury na zewnątrz budynku. U nas są takowe, więc koniec końców, zimą zmarzły. Przez tydzień żyliśmy bez ogrzewania i ciepłej wody.

No właśnie, zima... Zima = kataklizm, w efekcie transport publiczny nie istnieje, odwołane loty samolotów, większość ludzi nie pracuje, bywają problemy z dostawami żywności do sklepów. Brytyjczycy nie znają zimy, jakie występują na przykład  w Polsce, tutaj maksymalnie -5 stopni, trochę śniegu i koniec ;-)

Na koniec, uprzejmość. Brytyjczycy są mega uprzejmi, mili, uśmiechnięci. Nigdy nie zdarzyła się sytuacja, w której załatwiałam sprawę w banku, urzędzie, przychodni, na poczcie, czy po prostu w sklepie, że obsługującą mnie osoba była dla mnie niemiła, lub chciała pokazać, że siedzi tam za karę. Cały czas słyszy się: dzień dobry, do widzenia, przepraszam, miłego dnia, miłego weekendu, i tym podobne. Należy jednak pamiętać, że, gdy zostanie nam zadane pytanie: How are you? Nie znaczy, że osobę pytającą naprawdę to interesuje. Cokolwiek by się działo, zawsze odpowiadamy, że jest super ;-). Czasami mam wrażenie, że Brytyjczycy traktują tego typu pytania, po prostu jako cześć! :-)

Tyle z mojej strony. Odwiedziliście Wyspy Brytyjskie? Co zaskoczyło Was najbardziej? :-)

PS.: dzisiejszy dzień spędziliśmy na plaży w Dungeness, jutro relacja! :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz